Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tam, nie wiem, byłem jak nieprzytomny! Nie byłeś ty ze mną? nie widziałeś...
Chorąży nic też sobie nie mógł przypomnieć.
— Cóż się z nim stało?
— Padł — zawołał Bajbuza — padł zabity i końmi go zaraz stratowano.
Szczypior począł czoło trzeć.
— Gdzież to było?
— Podle namiotów, gdy elierowie do nich dotarli — rzekł rotmistrz.
— Hm! — odezwał się Szczypior — w nocy sypać będą kurhany i grzebać trupa, teraz jeszcze on leży, bo dopiero ciury obdzierają, chodźmy się przekonać.
Zawahał się Bajbuza nieco.
— Idź ty — rzekł.
— We dwu pewniejsi będziemy — odparł chorąży — chodźcie ze mną.
Bajbuza się dał pociągnąć.
Noc zapadała a na pobojowisku istotnie roiły się ciury około trupów, jak stado kruków. Z trudnością dotrzeć mogli do miejsca, w którem spotkanie się odbyło, a gdzie teraz wozy stały, chociaż trupów z pomiędzy nich nie uprzątnięto.
Szczypior u służby królewskiej wyprosił pochodnię i pachołka; zaczęli się poległym przypatrywać, którzy już wszyscy niemal nadzy leżeli. Na niewielu pozostały podarte i krwawe ko-