Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

padłszy zerwała chorągiew, otoczyła i pod strażą precz za wozy, powiązanych, zapędzić kazała. Dzikie okrzyki dawały się słyszeć od rokoszan szeregów.
Nie było już co oczekiwać na zgodę. Król, któremu doniesiono o losie wysłanych, krokiem powolnym zawrócił do namiotu i wkrótce potem wyszedł z niego we zbroi, w hełmie, przy mieczu. Twarz miał bladą, posępną, ale tak marmurowo zastygłą jak wprzódy. Odzywające się trąby, ruch i wołanie, cała ta wrzawa, którą szykowanie się do boju wywołało, przeszły po nim nie tknąwszy go.
Oczy miał spuszczone, modlił się.
Na straży przy królu postawiony z kopijnikami swymi, na ten raz, mimo męztwa i ochoty do boju, Bajbuza Panu Bogu dziękował, gdyż na tem stanowisku mniej niż gdzieindziej narażonym był na dobycie szabli z pochew. Razem z ussarzami Koniecpolskiego obowiązanym był tylko osłaniać króla i czuwać nad tem, aby osoba jego narażoną nie była na niebezpieczeństwo.
W lewo rozłożył się hetman Żółkiewski z kwarcianemi i całą siłą, którą dowodził; na prawem skrzydle osłonionem trzęsawicami, niedostępnemi dla rokoszan, położył się Chodkiewicz; w pośrodku nieco dalej stał Potocki Jan starosta kamieniecki, a za nim w odwodzie król, senatorowie duchowni i świeccy na koniach, ussa-