Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z Warszawy po wyjeździe króla i wyjściu wojsk przychodziły na zamek wieści powoli i niezbyt szczegółowe. Mało kto pozostał tu z osób wyższe zajmujących stanowiska, bo wszyscy na sejm pociągnęli.
Wiedziano tylko, iż król z wielką powściągliwością, jak zawsze, do rokoszan się odzywał, łagodnie ich wzywając do opamiętania, do posłuszeństwa, gdy oni ze swej strony tem gwałtowniej i zuchwalej grozili i bezkrólewie wprost już ogłaszali.
Ale oprócz Zebrzydowskiego, który znowu jako głowa i wódz najwyższy występował na czole, nie miał rokosz ludzi wielkiego znaczenia. Radziwiłł i on przodowali, Herburt tylko rwaniem się i śmiałością swą coś znaczył, mieniem zaś i wziętością nie mógł się chwalić, Grudziński mało znanym był, a reszta jak Smogulecki, Pękosławski, Kazimirski, Łaszcz gębą tylko dokazywali wiele. Żadne z wielkich imion nie stało na aktach rokoszu nowego, który wiele utracił od pierwszego zawiązku swojego, a trzymał się tylko jakąś rozpaczliwą siłą.
Grawamina zaś, które zapowiadano jako straszliwy oręż przeciwko Zygmuntowi, ciągle były powtarzaniem jednych i tych samych praktyk rakuzkich, frymarków koroną, zdrady kraju i t. d.
Z temi ludzie się już tak osłuchali, a dowo-