Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szowi czynnie wystąpić i miał już po temu obmyślane środki, ludzi i drogi.
Ufał, że oczekujący na niego Szczypior, jak tylko się albo dowie o tem, co go spotkało, lub zaniepokoi zniknięciem nagłem, nie pozostanie bezczynnym, a na dworze też nie opuszczą go przyjaciele.
Z kierunku w jakim opuściwszy Zamość jechali, domyślać się dokąd go wieziono nie mógł, ale wnosił, że w jednym z zamków należących do Zebrzydowskiego, gdzieś w głuchym kącie go osadzą. Lanckorona wcale mu na myśl nie przyszła, bo ta i nadto była blizką Krakowa i liczyła się jako posiadłość nadana jego synowi. Wojewoda wybrał ją na poddaną myśl Pękosławskiego może dlatego, że tam właśnie szukać znikłego Bajbuzy niktby nie próbował.
Z kilku słów, które się rotmistrzowi wyrwały z ust, czuł Zebrzydowski, że o jego robotach był uwiadomiony; przytrzymać go więc a choćby sprzątnąć ze świata wydawało mu się koniecznością.
Janasz węgier miał polecenie nietylko go zawieźć do Lanckorony i w Dorotce tamtejszej osadzić, (bo Dorotkami wówczas wieże więzienne w tych okolicach nazywano powszechnie), ale pozostać na straży, gdyż miejscowym nie ufał. Przykazano mu więźnia tak trzymać, aby z ni-