Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Żebyście wiedzieli jak mnie? — wyjąknął Szczypior. — Nie żalby było, żebyśmy na wojnę szli, ale to ani pokój, ni wojna, i z kim wojowanie, z biedną szlachtą, którą tacy panowie Zebrzydowscy miotają!
Wkrótce potem ruszono do Krakowa niebardzo śpiesząc.
Jedną z okoliczności, która Bajbuzę zrażała ode dworu, było i to, że choć się nigdy Żółkiewski nic skarżył, widocznem było, iż wpływ jego i znaczenie przez Potockich zostało zachwiane.
Mąż to był nadto rozumny i wielkiego ducha, aby zbyt na utracie faworów cierpiał, lecz niesprawiedliwość bolała. Król dla niego był chłodnym, nie dopuszczał mu się zbliżyć; szacował go, ale może więcej uniżoności i akomodowania się wymagał, więcej głośnych oświadczeń, z któremi Żółkiewski był oszczędny.
Czuł tak swą godność, iż nie przypuszczał, aby jej można było ubliżyć. Nie tak niecierpliwy i gwałtowny jak Chodkiewicz, w spokoju swym daleko był więcej imponującym.
Żółkiewski już był w początku pocieszył się tem, że rokosz nareście skończony i pogrzebiony, lecz, pomimo że na dworze także się tem łudzono, zaczynał powoli wątpić równie jak Bajbuza.
Cały ten przeciąg czasu spędzony napół