Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/089

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

vox Dei chciał z ust największych prostaczków wybadać.
Przy nim jadący Szczypior wystawiony był na ciągłe pytania.
Ten znowu, raz na koń wsiadłszy i otrzymawszy ordynans, tak już był spokojny w sumieniu, iż ani sobie myślał łamać głowę, co dalej będzie.
Wojsko posuwało się niezbyt pośpieszając ku Połańcowi, w tropy za rokoszanami. Wszyscy dowódzcy byli tego zdania, że raz trzeba było skończyć.
Ze strony rokoszan też szlachta wsadzona gwałtem na koń już się troskała wielce o gospodarstwo.
— Tu sam czas siać, rola jeszcze niegotowa, jejmość z włodarzami rady sobie nie da, pośladami zasieją, rolę źle uprawią, a na przyszły rok choć rzepę suchą gryź, chleba nie będzie. Króla wypędzim może, ale przyjdzie z głodu umierać.
Śmielsi z noclegów, gdy się im jejmość i dzieci przyśniły, dodnia wsiadali na koń, w las i do domu. Nie mogli wytrzymać dłużej.
Trzecim obozem królewscy stanęli w Połańcu. Znaleziono dla króla dwór i wyporządzono go jako tako, reszta leżała w polu, a noce były zimne.
Tu nadciągnął z małym jak na siebie, ale świetnym pocztem książe Ostrogski kasztelan