Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dano jeszcze głosować we wtór Radziwiłłowi innym, aż nareście Stabrowski kasztelan parnawski, który do późnej nocy siedział u Zebrzydowskiego, powstał i w krótkich słowach ogłosił rokosz, a ktoby się z nim nie łączył, nieprzyjacielem ojczyzny miał być obwołany.
Na to powstał pan wojewoda krakowski z twarzą ułożoną, jakby go największy strach i ból ogarnął, i począł rokosz odradzać.
Słuchano go w rodzaju osłupienia, wiedzieli bowiem wszyscy, że on przecie sam pierwszy go żądał, do niego popychał, był stwórcą wszystkiego. Ale nie chciało się na wszelki przypadek brać na siebie odpowiedzialności. Przypomniał sobie Zamojskiego, szedł w jego ślady.
Komedya odegrana była doskonale.
Zebrzydowski ofiarował się sam na sejm jechać, stawać, w oczy królowi zarzuty czynić i dowodzić ich. Twierdził, że bez rokoszu się wszystko potrafi załatwić.
Zakrzyczano go natychmiast. Jego właśni zausznicy, zmówieni do tego powstali przeciwko niemu, zaczęto się domagać rokoszu, uznawano go niezbędnym.
— Rokosz, rokosz! — dawało się słyszeć ze wszech stron i garść krzyczących zagłuszyła mniej śmiałych.
Zebrzydowski jeszcze raz zaklinał, potem w ostatku — Vox populi, vox Dei! zdał się na opinię