Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

król pewnym słusznym żądaniom zadość czyniąc, mógłby może ten pożar ugasić.
— Nie wiecie więc, że na wszystkich sejmach N. Pan nasz przyrzekał i zaręcza, że spełni, co tylko jest w jego mocy, ale go słuchać nie chcą.
Na małżeństwo nieprawe krzyczą ci, co w wielożeństwie lub grzechu jawnym żyją. Rzym przecież dla ważnych pobudek dyspensę dał, a ten co wiązać i rozwiązywać ma prawo, błogosławi związkowi. Jakimże prawem mu się ci przeciwią, którzy dla siebie żadnemu ulegać nie chcą?
Bajbuza byłby go bodaj całą noc słuchał, tak rzewny ten, przejęty głos kapłana do duszy mu trafiał, ale woźnica mruczał, a ks. Skarga przypomniał sobie podróż pilną. Pożegnał więc rotmistrza.
— Jedziesz — rzekł — a więc pamiętaj, że do zgody i pokoju każdy ma nakłaniać obowiązek.
W chwilę potem wóz potoczył się dalej szlakiem przez księżyc oświeconym ku Stężycy, a Bajbuza długo stał w miejscu zamyślony ze sumieniem się swem rachując.
Następny ranek odsłonił oczom rotmistrza widok, który wszelkie jego przewidywania i to o czem po drodze słyszał, przechodził daleko.