Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kaliński nie radby był mówił o tem, spuścił oczy.
— Być może.
— Z rakuszanką! z rodzoną siostrą nieboszczki królowej — wtrącił Bajbuza — ależ pobożnym jest, kościołowi posłusznym. Księżniczek dosyć po świecie, cóż za grzeszne zamiłowanie dla rakuzkiego domu.
Kaliński nielubiący rozpowiadać, niechcący się sprzeczać, skrzywił się i nie odpowiadał.
— Hetman już jest? — spytał Bajbuza.
— Spodziewają się go, leży w Proszowicach chory — odparł Kaliński cicho.
Przyniesiono wina, przybyły częstował nie poprzestając badać i pytać. Dworak też wkrótce pod wpływem i napoju i rozmowy ożywionej, stał się otwartszym.
— Hetman — rzekł — jużby też powinien spocząć nieco. Nawet gdy go przy królu niema, czuć wszędzie, cięży nad nami, rozkazuje, chce rozporządzać. Oto i teraz marszałkowstwo po Zebrzydowskim, hetman chce aby oddano Wolskiemu nadwornemu marszałkowi, albo wojewodzie lubelskiemu, aby miał swoich u boku pana; ale dlatego samego, iż on nalega, dziś król je konferował Zygmuntowi Myszkowskiemu.
Z uśmiechem radośnym po odniesionem zwycięztwie tem, Kaliński spojrzał na Bajbuzę.
— Król musi być swobodnym. Tylicki się wy-