Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powrocie i nie spodziewała się wcale, gdy stanął przed nią.
Poznała też łatwo, bo chociaż ogorzał mocno, ale tak zdrowo i młodo wyglądał, iż mu jego wieku nikt nie dawał.
Natomiast biedna kobieta, choć życie prowadziła dosyć spokojne i niczem niezakłócone, znacznie zestarzała. Nie straciła na tem jej piękność, zawsze jeszcze uderzająca, ale młodości reszta ze łzami uleciała.
Okrzykiem radości przyjęła tak miłego i dawno niewidzianego sąsiada, o którym tyle tylko wiedziała, iż ciągle wojował. Począł się rotmistrz dowiadywać o zdrowie, a utyskiwać na to, że na samotność skazaną była, lecz jejmość znajdowała, że jej to życie najmilszem było i nie zamieniłaby go na żadne inne. W istocie królowa wdowa wzywała ją do siebie, chciała pono przy królowej austryaczce umieścić, ale Spytkowa podziękowała odmawiając, bo się do życia na dworze powołaną nie czuła.
Miała ona tam dawne przyjaciółki, które jej o wszystkiem, co się w Krakowie działo, donosiły, mogła więc i ciekawość Bajbuzy zaspokoić opowiadaniem o królowej, o królu, o pożyciu małżeństwa i ludziach, jacy tam je otaczali.
Upewniała rotmistrza, że Anna austryaczka, która wiedziała o tem, że się w niej niemki obawiano, wymogła to na sobie, aby się języka