Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szczypiora zbroją obciążonego ratować, za co Bogu niech będą dzięki, żem przyjaciela wiernego, który niejeden raz mnie życie ocalił, od pewnej śmierci salwował“.
Po uspokojeniu kozactwa i wydaniu Nalewajki, gdy Żółkiewski na sejm śpieszył do Warszawy, Bajbuza z częścią oddziału uszczuplonego powrócił do Nadstyrza, a nie przewidując, żeby tak rychło znowu ciągnąć mu przyszło, rozpuścił kopijników.
Po dosyć długiej w domu niebytności, nie dziw, iż mu powrót do rodzinnego ogniska smakował, czego dowodem notatki wesołe i przypomnienia przebytych niebezpieczeństw.
W Nadstyrzu, z wyjątkiem strat i wypadków, które wszędzie i zawsze czas przynosi z sobą, znalazł Bajbuza wszystko w porządku, a nawet bardzo już zgrzybiałą Leszczakowską swą, ożywioną, przytomną, na podziw pamiętną najmniejszej rzeczy. Ks. Rabski też powitał go tu dziękczynną modlitwą, a Rożek i Przygodzki tak rumianemi policzkami, iż się na brak piwa i gorzałki, gdyby chcieli, uskarżać nie mogli.
Z sąsiedztwa wnet kto żyw śpieszył do rotmistrza na opowiadania o tatarach, wołochach i kozakach, o których, zwłaszcza ostatnich, wiele miał i on i Szczypior do mówienia rzeczy nowych.
Spytał naturalnie Leszczakowską Bajbuza