Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jedno z dwojga — pomyślał Bajbuza — albo on taki pewny swego, że tu mu się nic stać nie może, albo doskonały komedyant, ale ani znaku żeby myślał o tem, iż jego majestat o zdradę będą sądzić!
Dnia tego skończyło się, że Zygmunt wyszedł, ani się zmarszczywszy, a zwrócił się od tronu do drzwi takim krokiem, jakby ruszał na przechadzkę.
Następnego dopiero dnia prymas Karnkowski go rozjątrzyć potrafił. Staruszek, Interrex, arcykapłan, pierwszy dostojnik w państwie, mówił sobie w senacie tak, jakby siedział u komina w pałacu swym wśród prałatów.
Zaraz w początku mowy zwrócił się do króla z ojcowskiem upomnieniem.
— „Pamiętaj, królu, na przysięgę twoją, bierz przykład z poprzednika twego Henryka, który że ją złamał, zginął marnie.
„Panujesz ludziom wolnym, władasz szlachcicami zacnie urodzonymi, którym równych niemasz w żadnym narodzie (!). A zaś nie wiesz, iż zacności jesteś większej niż ojciec twój, który, jak mi powiadają, chłopom tylko panuje… Pamiętajże co ów ś. p. król nasz Stefan mówił: Poskromię ja kiedyś tych królików szwedzkich i przepiszę im spokojnego zachowania się warunki“.