Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/045

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczęśliwą rzeczpospolitą naszą — odezwał się Bajbuza — gdyby po ucieczce Henryka, po męczeństwie Stefana, drugi król koronę rzuciwszy, uciekał od nas!
Westchnął ks. Skarga i dodał.
— Trudno lub niepodobna przewidzieć przyszłość; naszą rzeczą spełniać najbliższy dnia obowiązek. Modlimy się tylko o chleb powszedni, i przyszłość też zakryta przed nami. Troska dnia każdego starczy mu.
Wszystko to nie uspokoiło jeszcze Bajbuzy. Czuł, że powinien się był wyspowiadać szczerze, chciał-li ztąd zaczerpnąć jaką pociechę i skazówkę postępowania. Odezwał się więc.
— Jam wprost przyszedł do was, ojcze, uspokojenia sumienia szukając. W kraju widocznie znowu podział na obozy się gotuje. Ci, co przy Zamojskim stoją, na prawach się opierają i bronią ich.
Ks. Skarga przerwał.
— Przypomnijcież sobie czasy niedawne, gdy ten Zamojski sam praw istniejących rzeczypospolitej zmiany życzył, znajdując, że one zbyt swawoli i rozkiełznaniu posługiwały. Dziś król jest na tem stanowisku hetmana, a Zamojski niestety jeżeli nie doszedł do tego, jakie zajmowali Zborowscy, niedaleko ju od niego stoi.
— Potępiacie więc go? — spytał Bajbuza.
— Nikogo nie potępiam — odparł ks. Skar-