Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przy ręcznej robocie i przy żywej rozmowie, razem klejącego pudełeczka, oprawiającego księgi, malującego obrazki dla dzieci, szyjącego nawet gdy było potrzeba i naprawiającego skromne suknie swoje.
Ta prostota obyczaju przy umyśle wyższym, przy takim darze słowa, że nawet w powszednich stosunkach wywierało ono wrażenie porywające, napełniało Bajbuzę czcią i uwielbieniem dla niego… Mówił myśląc o nim — Ecce homo!
Dawniej wyrazy te w zapale stosował do hetmana, teraz już jakoś zwątpił o nim nieco.
Człowiekiem dla niego był, ale tym, o którym mówił rzymski poeta, iż nic ludzkiego obcem mu nie było, nawet słabości.
Bajbuzie się nie podobało to fundowanie wielkości własnej i stolicy przeciw stolicy, akademii przeciw akademii, dworu przeciwko dworowi. Opowiadano mu, że hetman gromadził około siebie możnych, tworzył stronnictwo, zabierał się może na sejmie stanąć przeciwko królowi.
To mu hetmana czyniło mniejszym, słabym, ale go nie potępiał, bo chciał widzieć, słyszeć i przekonać się, czy to, co opowiadano, prawdą było istotnie.
Z głową pełną najsprzeczniejszych pogłosek, zdań, rozsiewanych szyderstw i przekąsów, sam