Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zagrażał, że hetman uledz musiał i ostatnich dni grudnia naznaczono uroczysty ten obrzęd odbyć, na który zjechać miał Karnkowski.
Rotmistrz nasz nie pozostał przez ten czas bezczynnym, chociaż napozór mógł się nim wydawać. Chodził na zamek, słuchał, patrzał i starał zdać sobie sprawę z położenia, aby wiedzieć co czynić miał dalej.
Wedle jego rozumienia, z którem się nie taił, należało wszelkiemi możliwemi środkami koniec położyć rozterce, wyjść w pole, ścigać nieprzyjaciela, oczyścić z niego Siewierskie i granice Szlązka, zmusić warchołów do poddania się i pokój zyskawszy goić rany, ład nadwerężony silnie zaprowadzać.
Ale nikt go nie słuchał.
Najboleśniejszem dla rotmistrza było, iż widział pomiędzy królem a tym, który mu dał koronę, coraz wydatniejszy rozbrat. Hetman zamiast stać obok, występował w imię narodu przeciw elektowi.
— Wszystko to bardzo się źle zapowiada! — mruczał Bajbuza — mam ochotę kopijników bodaj zdawszy na Szczypiora, sam do Nadstyrza powracać.
Nie ruszał się jednak z Krakowa. A nuż ręki jego jeszcze potrzebować będą? Czyniło to prawdopodobnem wtargnięcie Maksymiliana ku Krzepicom i Wieluniowi.