Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wagi, dał wreście Szczypiorowi rozporządzać się jak chciał, i z posępnem obliczem pojechał za hetmanem, który rozpromieniony śpieszył — zwyciężca, pewien najwdzięczniejszego przyjęcia!
Przyjęcie króla po świeżych wypadkach, gdy się na nie przygotować nie miano czasu, zostawiało wiele do życzenia i nie było tak wystawnem i wspaniałem, jak hetman i senatorowie pragnęli. Uczyniono jednak, na co się zdobyć było można.
Wyjechał w poczcie okazałym z duchowieństwem i pp. senatorami świeckimi w liczbie dosyć znacznej hetman Zamojski. Wszystkich oczy zwrócone były na króla, który z powagą nad wiek swój, zimny, sztywny, z chmurą na czole, nie okazując najmniejszego poruszenia, a Zamojskiemu żadnego szczególnego względu, przyjął przemówienia i powitania radośne.
Można się było z obejścia się ostrożnego z hetmanem domyśleć, iż uprzedzonym i przestrzeżonym być musiał, i więcej może obawiał się go, niż skłonnym był do oddania się całkowitego, jak się niektórzy lękali. Wiedziono go potem uroczyście na Kaźmierz, na Stradom, przez wały, ponad murami miejskiemi aż do strzelnicy. Wszędzie lud mnogi, świątecznie poubierany, ciekawy tłoczył się i cisnął dla oglądania oblicza młodego pana, który nawet zbytniej ciekawości nie okazując, zaledwie oczy podnosił.