Bajbuza, którego dobrze znano, w ulicy został wstrzymany przez księdza, który mu dał znak, że chce z nim mówić.
Rotmistrz konia zatrzymawszy zsiadł zaraz i podszedł ku niemu.
Duchowny się obejrzał bacznie dokoła, bo nie chciał być postrzeżonym na rozmowie z Bajbuzą i naprzód mu się dał poznać jako kapelan prymasa Karnkowskiego.
Po niejakiem wahaniu odezwał się do rotmistrza.
— Uczyńcie tę uwagę p. hetmanowi, iż zdawna ks. arcybiskupa nie odwiedzał. Źle to jest.
— Ale jakże ma tam jechać, gdzie może postrzał otrzymać — odparł Bajbuza — gdy ks. arcybiskupa ciągle nieprzyjaciele jego sami otaczają.
— A! wszystko się to zmienić może — szepnął ksiądz. — Mówcie hetmanowi o tem, iż nasz pasterz zbliżyć się do niego życzy i porozumieć. Dokuczyły nam wybryki tych ichmościów, a choć ich ks. nuncyusz w opiece ma, gotowiśmy ich odstąpić. Zwierzam się wam z tego poufnie. Polecenia nie mam żadnego od nikogo, ale widzę jak się w sumieniu swem nasz ojciec a pasterz męczy, czuję to, że radby naprawił co się złego stało…
Niech hetman krok uczyni. Nie zdradzajcie mnie, a starajcie się wpłynąć na niego.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/134
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.