Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie kładli, gdy z czterech rogów podpalona budowa ogromnym płomieniem buchnęła.
Chcieli się ludzie hetmana rzucić na ratunek, lecz Zamojski kazał się wstrzymać. Wśród nocy łatwo mógł powstać tumult, a hałastra Górki i Czarnkowskiego czyhała tylko może gotowa do napaści.
Dano więc spłonąć szopie swobodnie, a nazajutrz hetman się dowiedział, że nową bliżej obozowiska prymas budować kazał.
— Nie pójdziemy do niej — rzekł chłodno Zamojski — boć już wiemy, że obrady są niemożliwe, a nie o nie chodzi, ale o przelew krwi, którego my ohydy, dla sławy narodu uniknąć chcemy.
Wszystko to na dobre się obrócić musi, a warchoły same sobie wstydliwy koniec gotują.
Nalegali przyjaciele na hetmana o stanowcze kroki i działanie, uśmiechnął się.
— Cierpliwości — rzekł — Górka padnie przez to, że jej nie ma.