Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mając cesarza za sobą, Górka słuchać już nie chciał o układach żadnych, wprost groził, a z prawa się śmiał. Ledwie silnem wystąpieniem i groźbą też wymogli na nim pośrednicy, iż z kolei przybywać będą na obrady, aby się z hetmanem nie spotykali, inaczej wybuch i przelew krwi był nieuchronny.
Można sobie wyobrazić zniecierpliwienie i gniew tych, co hetmana otaczali, a jego zimnej krwi i spokoju ducha pojąć nie mogli. Gdy z drugiej strony na obozowisku rakuszan i Górki wrzawa, śpiewy i wczesne pieśni zwycięzkie się rozlegały, pod Powązkami panowała cisza, ale rycerstwo upokorzone szemrało. Jeden Bajbuza rozumiał to i pochwalał.
Zamojski udał się do szopy, zimno przedłożył swą sprawę, odparł zarzuty, a ustępstw dalszych odmówił.
— Idzie na zgubę swoją! — wołał Górka wściekły. — Zaślepiła go przeszłość, śni mu się, że to jeszcze Stefan panem.
Zborowscy niecierpliwsi jeszcze od niego, z każdym dniem gniewliwsi, że się im dotąd nic nie dało uzyskać, doszli do ostatecznego rozdrażnienia.
Chociaż znaczna bardzo przestrzeń dzieliła ich od wojsk hetmana, podkradano się wieczorami, nocami, życia nikt nie był pewien, bo pi-