Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale żeby rozmiłowanym był w żołnierskiem życiu, uchowaj Boże!
— Coś przecież lubić musi! — podchwycił rotmistrz, kubek nowy nalewając Kalińskiemu i dając znak Szczypiorowi, aby go zachęcał do picia.
— Naprzód pobożnym jest wielce — mówił Kaliński. — Nad tem wprzódy i Herbest czuwał, a teraz ks. Gołyński Jezuita nie daje mu ostygnąć. Pobożny bardzo.
— Ależ mnichem nie będzie — odparł Bajbuza. — Dobrze to jest, nie starczy jednak dla króla…
Kaliński się zadumał.
— No, naprawdę — dodał — ma on i inne zabawki i upodobania… Ciekawy jest pięknych rzeczy, rad maluje i ze złota małe cacka wyrabia, muzykę lubi i nią się rozkoszuje. Toć to znaki dobrego serca.
— Ale ja w tem siły i energii nie widzę — odparł Bajbuza — a tej nam na gwałt potrzeba.
— Znajdą się one może, gdy się okoliczności do objawienia ich nastręczą — rzekł Kaliński. — Mówiłem wam, że w sobie dosyć zamknięty; Bóg więc raczy wiedzieć co tam chowa.
— A powierzchowność? — badał Szczypior.
— Wzrostu średniego, postać piękna, pozór pański — odpowiedział Kaliński — płeć świeża, włos ciemno-rudawy, uśmiech przyjemny. Podo-