Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/014

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W chwili gdy się to opowiadanie rozpoczyna, rotmistrz, czynny pod Połockiem i we wszystkich Batorego wyprawach, ranny w jednem z oblężeń, zmuszonym był powróciwszy do domu, z ran się leczyć i wypoczywać.
Był to mężczyzna w sile wieku, może czterdziestoletni, ale ciałem i duchem młody jeszcze i krzepki. Ogromnego wzrostu, szerokich ramion, wydatnej piersi jakby do noszenia zbroi przeznaczonej, miał przytem niemal senatoską jakąś powagę, wyraz spokojnej, pewnej siebie siły i energii piętnował tę piękną męzką postać, której oblicze nie uderzało jednakże rysami zbyt wyszukanego wdzięku. Twarz była jakby dłutem mistrza zarysowana grubo i niewykończona, ale ogół rysów harmonijną tworzył całość, a czasami, gdy w nią wstępowało życie, gdy wewnątrz ogień zapłonął, Iwaś Bajbuza stawał się majestatycznym, posągowo pięknym.
Takim on bywał, gdy szedł do szturmu, lub z kopią na koniu łamał nieprzyjacielskie szeregi.
W życiu powszedniem powolnym był, rozważnym, pamiętnym na siebie, jak gdyby czuł, iż jakieś kapłaństwo w sobie nosił.
Łagodny i dobry nie dawał się z sobą zbytnio spoufalać, ani męzkiej swej dostojności, chwilowem nawet roztargnieniem podawać w wątpliwość. Rycerz był czuwający nad sobą zawsze.
Wobec tych, którzy na świeczniku stojąc bla-