Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trzywszy się po sąsiedztwie, wybrał mu pannę chorążankę Zerkowską, jedynaczkę, po najdłuższem życiu rodziców mającą posiąść sąsiednią wieś kapitalną Żłoby.
Pewnego wieczoru, gdy Ksawry, klucze od stodoły i lamusu odniósłszy, stał u progu, czekając na dyspozycję pańszczyzny, stolnik westchnąwszy odezwał się:
— Coś chciałem mówić... waćpanu przychodziła do ożeńku ochota... hm! Musiała już djablo bezżenność dokuczyć, kiedy aż Niemka zasmakowała! Wchodząc w to, nie jestem tyranem żadnym — dodał stolnik — na ożenienie wreszcie, acz antycypowane, piszę się, aby jakiego zgorszenia niebyło; ale sam waści wybiorę żonę.
Spodziewał się podziękowania stolnik; spojrzał: Ksawery stał i milczał, wcale nie rozradowany.
— Cóż tedy waszmość na to? — spytał.
— Ja nie mam ochoty do ożenienia! — wyrwał się Ksawery.
Ojciec stanął zaperzony, biorąc się w bok.
— A to tak! rozumiem! Jak ojciec sobie życzy, to nie. Otóż gdy mi się podoba, ożenię waszmości; bo prawo mam i po nosie sobie grać nie daję; rozumiesz waść?
Ksawery, nie chcąc ojca jątrzyć milczał.
Nastąpiło kazanie całe o posłuszeństwie, jakie dzieci są rodzicom winne, o przykazaniu bożem: »Czcij ojca i matkę twoją«, o Niemcach i Polakach, o niesforności młodzieży itp. Wysłuchał go cierpliwie pan Ksawery, nie ważył się ani słowem odpowiedzieć, ojca w rękę pocałował i odszedł.
Stolnik był markotny, ale uparty. Nazajutrz kazał synowi jechać do Żłobów, do chorążostwa, pod pozorem zamiany pszynicy na nasienie. Dał mu list do Zerkowskiego: Ksawery pojechał. Przyjęto go tu uprzyjmie. Panna była zdrowa, hoża i wychowana po domowemu, a we dworze znać było gospodarstwo niezmiernie zabiegliwe. W izbie gościnnej jejmość z córką liczyły i gatunkowały motki i talki poodbierane ze wsi, ważono len i rozdawano, wcale się gościa nie wstydząc. Sam chorąży kilka razy z kluczami chodził do lamusa, ludziom nie wierząc. W dziedzińcu rozesłany był len naprzeciwko pokojów często przez drzwi otwarte ujrzeć było można przechodzących z różnemi gospodarskimi potrzebami ludzi. Chorążanka, milcząca, zarumieniona, przypatrywała się gościowi; matka też. Mówiono mało o rzeczach obojętnych.
Obiad, na który zaproszono, choć widocznie z występem, był niezmiernie prosty: legumina, która się nie udała, składała całą paradę.
Gdy Ksawery powrócił, jeszcze ledwie z konia nie zlazł, gdy już w ganku nań ojciec czekał. Próbkę przenicy przywiózł. Wieczorem stolnik spytał o pannę, jak się podobała; Ksawery milczał.