Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech że wie, że ja zuchwałych odpowiedzi nie lubię — zawołał Fryderyk i żywo dodał.
— W wojsku on nie chce służyć?
— Nie życzę sobie.
— Może w saskiem?
— Ani w pruskiem, ani w saskiem.
— A w jakiemże?
— We własnem, lub żadnem.
Król zamilkł, parsknął śmiechem i powoli wymówił przesadnie:
— „Nie pozwalam!“
Na bladą twarz Masłowskiego wystąpił rumieniec.
— Fort! wracaj sobie do Drezna, lub jedź z królem polować na niedźwiedzie. Żołnierza z ciebie dobrego nie będzie, bo gdybyś lepszym był, o pozwoleniebym cię nie pytał, poszedłbyś pod karabin i basta.
Król podniósł kij groźnie i powtórzył:
Fort!
Masłowski się odwrócił do wyjścia, a Wangenheim wskazał mu, drzwi otworzywszy, drogę, gdy w sieni chaty pan Ksawery oko w oko spotkał się tu z bardzo dziwnem zjawiskiem. które go powstrzymało zdumionego.
Stało tu dwóch ich mościów, cabinet-sekretarzy jego królewskiej mości, w rodzaju mundurków dosyć niepoczesnych, z papierami pod pachą. Czekali widać, ażeby ich zawołano. Jeden z nich pociesznie pękaty i mały, w peruce z lokami nad uchem i harcapkiem z jasną wstążką, żuł coś w ustach, korzystając z wolnego czasu, widocznie nie interesując się wcale tem, co się koło niego działo. Kiedy niekiedy ręką sięgał do kieszeni, wyjmował coś z niej i sypał do gęby, pracowicie natychmiast obracając ten materjał pożywny zębami. Na wygolonej twarzy znać było ruchy muskułów pospieszne, dozwalające odgadywać głodną łapczywość. Drugi obok, z miną roztargnioną, tak się zdał Masłowskiemu do Simonisa podobnym, iż na chwilę osłupiał. Nie musiał to jednak być ów elegant kawaler, chociaż twarz nadzwyczaj go przypominała, bo, spojrzawszy na Masłowskiego, nie okazał najmniej, ażeby go poznał. Owszem z uwagą nań patrzał, ale z objętością zupełną i oczy zaraz ku drzwiom obrócił. Pan Ksawery stał jeszcze, nie wiedząc, czy mu się przypomnieć, czy go spytać, gdy major Wangenheim powtórzył mu rozkaz króla: aby, dopóki wolnym jest, ruszał, gdzie chce. Radził mu, co najbliżej dostać się do Königsteinu do Brühla, gdzieby odzież lepszą mógł dostać.
Nieszczęśliwego Masłowskiego, gdy po sprawieniu poselstwa przedzierał się do Drezna, schwyciły były placówki pruskie.