Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Heinecken był jednym z najzręczniejszych dworaków; powołany, skulił się, zgarbił, głowę skłonił, ręce roztworzył i koniec końców rzekł:
— To kwestja!
— Tak, to kwestja! to kwestja! — zawołał król, uśmiechając się — wielka i ważna kwestja, ale kto ją nam rozwiąże?
Spojrzano na profesora Lipperta, bo każdy rad był pierwsze słowo zrzucić na kogo innego. Lippert, to zrozumiawszy jako podstęp i zdradę, ramionami ruszył, na bok odstąpił i krotko rzekł:
— Nie wiem!
August ręce zacierał i śmiał się.
Na widok tego uśmiechu, zaczynali się i inni uśmiechać po cichu, a nareszcie Dietrich prychnął. Ze grozą obróciły się nań oczy: trzymał dłoń przy ustach.
— Dietrich ty szyderco jakiś! niedowiarku! chodź mi tu zaraz — zawołał król. — Co ty mówisz? he? z kogo się ty śmiejesz?
— Najjaśniejszy Panie! — nizko się kłaniając, rzekł malarz — proszę mi przebaczyć. Śmiałem się ze wszystkich, oprócz majestatu Waszej Królewskiej Mości i Jego Ekscelencji.
— Ale cóż ty mówisz? — nalegał król.
— Ja? — spytał Dietrich.
— Tak, ty.
— Ja? — zamyślił się ponuro i westchnął malarz. — Najjaśniejszy Panie! — rzekł — ja mówię, że czy to jest Ninus i Semiramis, czy Salomon i królowa Saba, obraz — arcydzieło i to mi wszystko jedno.
Król w ręce klasnął.
— Brawo! Dietrich brawo! é vero! Ślicznieś powiedział bardzo, ale tu idzie o katalog, tu idzie o wyrozumienie przedmiotu, tu idzie o dojście prawdy.
— Najjaśniejszy Panie! — odezwał się Dietrich — starożytni malowali prawdę nagą i wychodzącą ze studni; ale mnie się zdaje, że ona zawsze tak w szlafroki pozawijana, tak osłonięta i spowinięta, że jej jeszcze nikt na oczy nie widział.
August III aż się za boki wziął od śmiechu.
— O! jakiż on przedziwny ten Dietrich, jaki on przedziwny!
Malarz skromnie już się wyrejterował w tył i schował za drugich.
Na przodzie stał jakoś Anglik Hamilton, znakomity malarz, władający jednak daleko wyborniej pędzlem, niż językiem, a do tego dystrakt.
— Panie Hamilton, co wy na to? — spytał król — hę?