Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/087

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wziąć do siebie, na dwór. Lecz i tu Niemców było wielu, a Waligóra drżał cały gdy którego z nich zobaczył, gdy dźwięk mowy usłyszał.
Książe więc wybierał tak towarzyszów czasem, aby wśród nich oprócz swoich i Rusinów nie było nikogo, i wyciągał Mszczuja z sobą na łowy...
Parę razy próbował go pytać i badać, przemyślając nad tem czyby mu sprawiedliwości nie mógł uczynić, o uwiedzione dzieci w Niemczech kazać pytać i los im zapewnić.
Waligóra zbywał księcia pokornem milczeniem, w którym było tyle boleści, iż Leszek musiał ją poszanować. — Palca w ranę kłaść się nie godzi, kto jej uleczyć nie jest pewien. W tych wycieczkach do lasu, w których Mszczuj towarzyszył księciu, poznał bliżej syna Kaźmierzowego i powoli się doń przywiązał. Leszek łatwo zyskiwał serca, bo był dobrym i łagodnym, a miłości u ludzi pragnął. Na swe czasy i położenie był tylko za słabym, a wymagał od ludzi takiej prawości jaką sam miał. Miłował nadto pokój i zgodę, zbyt dobre miał wyobrażenie o ludziach. Gdy mu od nich niebezpieczeństwa wystawiano bronił swoich nieprzyjaciół, wierzyć nie chciał ich złości, starał się dobrem tłumaczyć wszystko. Teraz nawet wzięcie gwałtowne Nakła przez Światopełka, Leszek tłumaczył i znajdował mniej występnem niż w pierwszej chwili.