Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

książąt na anathema zważać będzie — zamruczał Beno. Niechby go kara Boża dościgła, bo póki żyw, my od niego spokoju mieć nie będziemy.
W takich smutnych rozmowach upłynęła wieczerza, którą gorzko było pożywać wszystkim, i niemal noc cała upłynęła na radach co poczynać...
Leszek skory do wojny z początku, już wprędce odezwał się, iż należało wszystkich używać środków, aby Światopełka pokonać grozą samą.
Gdy w zamku na Wawelu smutna ta wieść strwożyła i niepokoiła wszystkich, we dworze Marka wojewody, do którego wiadomość o wzięciu Nakła doszła kilką godzinami wprzódy, panowała źle ukrywana radość.
Wojewoda, Jaszko i kilku zaufanych, napawali się powieścią przyniesioną przez tajemnego posłańca. Marek nazajutrz miał być na zamku.
Nie dając znać po sobie, iż już był zawiadomiony, po nabożeństwie kościelnem, stary Jaksa udał się za Leszkiem do dworca. Na drodze urzędnicy oznajmili mu o przybyciu Benona.
Przyszedł więc przed księcia z ubolewaniem krzykliwem, głośnem, tem gwałtowniejszem, że było udanem. Zrywał się jakoby zaraz na Światopełka chcąc iść, wyrzekając się w nim krwi swojej.
— Siłę mamy, miłościwy panie — wołał, sto-