Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom III.djvu/070

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

księżna z niewiastami swojemi, czekając na pasterza i pana, w głębi urzędnicy i dwór...
Na widok Benona z głową krwawą chustą obwiązaną, okrzyk zdziwienia i przestrachu przebiegł cały ten orszak, który się weselić gotował.
Leszek blady szedł ku miejscu swemu, ze zwieszoną głową i zajął je, biskupowi wskazując siedzenie przy sobie. Iwo Benona zmusił też zabrać ławę, od której mu się krakowski kasztelan odsunął... Cisza panowała długa... Iwo skinął i kapelan książęcy rozpoczął odmawiać błogosławieństwo.
Słuchali go wszyscy stojąc...
— Ojcze mój — przerwał milczenie Leszek — chciał nas P. Bóg dotknąć właśnie w ten dzień gdyśmy się radości spodziewali.
Ten co przyniósł pokój ziemi, mnie dziś przygniótł zapowiedzią wojny...
— Mylisz się synu mój! — mylisz się — począł biskup spokojnie. — Chrystus nie przyniósł nam pokoju, bo go nie ma na ziemi. Czytamy u Mateusza ewangelisty słowa jego. Nie sądźcie abym przyniósł pokój na ziemię, nie przyszedłem niosąc pokoju ale miecz; przyszedłem rozdzielić z sobą syna i ojca, córkę od matki[1]. Życie całe walką być musi...

Leszek słuchając — westchnął...

  1. Math. X 34. 36.