Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom II.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odonicza ułapię i posadzę w bezpiecznem miejscu, aby się znowu nie wymknął. Niech Leszek mi pomoże... Rozumiesz to? On klechów ma w ręku, a oni mnie szkodzą, nie wiedzieć za co. Daję im czego zażądają, im nigdy dość. Jać wiem że panowanie przy nich, — i dla tego syna jedynego dałem do Magdeburga aby księdzem był i — panował.
Iwona Biskupa Leszek niech uprosi aby trzymał ze mną, jak on na klechów zawoła, zaraz sprawa stanie inaczej. Dam mu ziemi pod klasztór..
Chłodno, dziwnie rozśmiał się Laskonogi, i ciągnął dalej.
— Mów mu, niech mi oni pomagają. Moja sprawa, jego sprawa. Jeżeli Odonicz z Światopełkiem mnie wypędzą, wygnają i jego. Musi mnie bronić, chceli siedzieć na Krakowie. Odonicz chytry i niespokojny, żarłoczny. Światopełk zbój, krnąbrny, a my z Leszkiem w zgodzie żyjemy...
— Będę ja wiedział co i jak mówić — odezwał się Jaksa — gdy mnie miłość wasza uwolnić każe. Poselstwo sprawię wiernie.
Książę Władysław ruszył się i kazał komornikowi Borzywoja powołać. Przyprowadzono go z za szopy, za nim zaraz szli inni, choć nie wzywani.
— No, co? — ozwał się Laskonogi — puścić by tego Jaksę, niechaj sobie wraca do Krakowa.