Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom II.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Poprowadzono jak w tryumfie Laskonogiego ku szopie, którą miał zajmować. Poza nim jeszcze się dowódcy kłócili i ujadali.
Jaszka tymczasem Wojbór na stronę powiódł i pod drzewami u ogniska przy sobie posadził. Pilno stróżowi swemu przypatrywał się Jaksa, miarkując czy mu łatwo da radę. Prosty człek zdał się być, ziemianin ubogi, z dziecka po obozach służący, a na sprawę obojętny, byle miał chleba kawałek i łupu nadzieję.
Z oczów mu wielka bystrość nie patrzała. Jaksa nabrał otuchy.
Usiedli pod pniami zawiązując rozmowę poufałą, którą więzień starał się uczynić przyjaźną, bo mu szło o pozyskanie stróża. Ten też głaskać się dawał, dobrodusznie słuchał i śmiał się.
Jaszko udawał wesołego i obojętnego — poczęto myśleć o jadle i napitku. — Pierwszego nie było w obozie tylko najprostsze — chleb czerstwy, mięso suszone, kasza którą z worów dobywano do kociołków. — Za napój była woda brudna i piwo kwaśne.
Wojborowi i na tem było dosyć, popsutszej gęby Jaszko krzywił się. Miał coś przy koniach zapasu z Uścia — zawołał swych ludzi, kazał im stać niedaleko i żywnością ze stróżem się podzielił.
W obozie gwar nie ustawał. Tu i owdzie pochwytane wyrazy na uboczu dawały się dorozu-