Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom II.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nawoływano się głośno, rozkazywano, sprzeciwiano się, kłócono, książe obojętny i zimny wcale na to nie zważał.
W obozie ładu i zgody nie było, porządek mały, wrzawa okrutna, nikt o to nie dbał, jakby w obyczaj weszło żyć w takim zamęcie.
Jaszko spostrzegł prędko, podnosząc się z ziemi i szykując do rozmowy na którą go wołano, że nawet ze stojących za księciem niektórzy lekce go sobie ważąc pokazywali palcami i szydzili z cicha.
Najczynniej w tem otoczeniu Laskonogiego odzywali się i gospodarowali dwaj niemłodzi rycerze, których nazwiska obiły się Jaksie o uszy.
Byli to znani nieprzyjaciele Odonicza, prześladowani przez niego Borzywój ze Śremu i bogaty Sędziwój, oba ziemianie możni. — Zdawna się na nich odgrażał Odonicz że połapawszy jak zbójów, bez wykupu pościnać ich każe — bodaj nie czekając sądu, choćby miał za ich duszę dać po wsi do jakiego klasztoru, bo tak się wówczas często za zabójstwa wykupywano.
Przebudzony Jaksa, zwlekał stawienie się przed Laskonogim, choć go popychano, szarpano i gwałtem ciągniono. Poprawiał odzież na sobie, w posłaniu czegoś szukał, tymczasem myślał co mówić będzie.
Książe Władysław starszy, który się sam tak zwał dla odróżnienia od młodszego Władysława