Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom II.djvu/087

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Biskup wchodził z rękami podniesionemi, prawdziwy kapłan, zapominający o świecie całym, dla sprawy Chrystusowej. Widok tych ludzi w duszy mu całą towarzyszył drogę — patrzał na nich i płakał jadąc, teraz ujrzawszy Konrada von Landsberg, płakać zaczął ale z radości niemal.
— Bądźcie pozdrowieni rycerze Chrystusowi, — zawołał, — którzyście krwią swą dali świadectwo prawdzie — niech Bóg wszechmocny balsamem łaski swej zgoi rany wasze... Ja ubogi Pasterz tej ziemi którą wy Zbawicielowi zdobyć macie przychodzę rany wasze ucałować, bo święte są!
Mówił z takim zapałem iż gorącość uczucia siły mu odjęła...
Konrad skłonił głowę, ogień ten przelał się w niego...
— Ojcze wielebny — rzekł — bracia tych co z Saracenami walczyli o grób Chrystusowy, nie oszczędzimy krwi dla chwały Pana, którego krzyż nosiemy.
I wskazał na płaszcz rozpostarty na łożu, na którym krzyż, czarny już przyozdobiony we środku Cesarskim orłem w złotem polu, szeroko się rozkładał.
Biskup stał nad łożami, spoglądając na obu modląc się po cichu i łzy ocierając...
— Potężnych tu jak wy mężów potrzeba na tę dzicz od Saracenów gorszą i upartszą!! Pana-