Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom II.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bracia nie mają własnego nic, nie biorą pieniędzy, żyją jałmużną, a ciało swe karcą tak iż żywcem w niebiosa mogą być wzięci!
Szczęśliwy wiek, który razem widział narodziny dwóch takich mężów Bożych jak Dominik i Franciszek...
Waligóra słuchał, patrzał i zdumiewał się, bo na całym tym dworze, dokoła, o niczem nie mówiono tylko o świętości i o szczęśliwości tych co się mogli Bogu poświęcić. Rycerski charakter dawnego otoczenia książęcego ustąpił i znikł pochłonięty religijnym zapałem.
Co było jeszcze rycerskiego tłumaczyło się tem tylko, że miało pogan do zwalczenia i nawracania. — W Hiszpanii wojowano z Maurami, myślano o odzyskaniu straconego Jeruzalem i Palestyny, we Francyi tępiono Albigensów, w Mazowszu Krzyżacy już się gotowali na Prusy.
Świeckie sprawy były dla wszystkich rzeczą podrzędną, a i te bez pomocy i opieki duchowieństwa nigdy się pomyślnie dla opornych mu rozstrzygnąć nie mogły.
— Wyście ludzie tu święci i świętością zajęci — rzekł Mszczuj do Cystersa — a ja wśród was czuję się obcym i ledwie nie wstydam oziębłości mojej.
— Leszek wasz też pobożny wielce jest i wiele dla kościołów czyni, dzięki ojcu swemu duchownemu który go na tę drogę wprowadził i utrzy-