Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom II.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



II.


Mszczuj Waligóra wieczorem wjechał do Wrocławia, gdy na zamek już zapóźno było.
Oznajmił się w bramie aby dano na gród znać, przyszli zaraz urzędnicy książęcy gospodę w mieście posłańcowi biskupiemu wyznaczyć.
Od wrót już Waligóra się buczył i zżymał słysząc prawie samą niemiecką mowę. Chociaż ją rozumiał, udawał że jej nie zna, wołając o Ślązaka z którymby się po ludzku mógł rozmówić.
Komornicy zamkowi, Niemcy wszyscy spoglądali nań koso, on im to z nawiązką oddawał. Na ukłony nie bardzo odpowiadał, wielu z nich udawał iż nie widzi. Gospodę w rynku dali mu przecie u takiego z którym po swojemu się rozmówić mógł. Człowiek był średnich lat, z dawno, od wieków tu osiadłych, niegdyś dostatnich, dziś już podupadłych mieszczan.