— Panu naszemu nawet i mówić i donosić nie trzeba że tu jacy Niemcy byli, — dodał Telesz, — bo i za toby się srodze gniewał że im szopy pozwolono...
Na gródku się na pozór nic nie zmieniło. Dzierla tylko rozgadała że musi iść po zioła i grzyby i pewnie jej długo nie będzie. Parobczaki których była pośredniczką do dziewcząt, zafrasowali się niezmiernie że ich opuszczała i prosili by wracała...
Znikła potem, ale w istocie siedziała wciąż przy chorym Hansie.
Ks. Żegota mówił że mu w jego dworku smutno było samemu i przeniósł się do familii, a bramę kołkiem podparto. Dom ino stał niby pustką. Przesuwano się doń i wyślizgano nocami, mrokiem, gdy żywej duszy nie było.
Geronowi i Hansowi zamkniętym jak w więzieniu na niczem nie zbywało, co do pierwszych potrzeb życia. — W początkach nawet było im dobrze i Gero się radował że uszli cudownie niebezpieczeństwa. Noga jego przy staraniu jakie miała Dzierla o nią, zaczynała się goić nadzwyczaj szybko i szczęśliwie; Hans nawet po kilku dniach, choć osłabiony i wychudły, odzyskał przytomność, rana ciężka potrzebowała więcej czasu do zupełnego uleczenia, ale baba ręczyła śmiejąc się że na weselu tą nogą będzie wywijać tak, jakby jej dzik nie kosztował.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom I.djvu/165
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/c/cf/PL_J%C3%B3zef_Ignacy_Kraszewski-Walig%C3%B3ra_tom_I.djvu/page165-695px-PL_J%C3%B3zef_Ignacy_Kraszewski-Walig%C3%B3ra_tom_I.djvu.jpg)