Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom I.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szerokie nadawał ziemie i szersze jeszcze prawa, których się dla niego wyrzekał, Konrad brat Leszków, ściągał niemieckich zakonnych rycerzy — tego wszystkiego jednak dosyć nie było... Nieraz ci sami tak święci i pobożni książęta oporem swym Biskupom zmuszali ich aż do klątew. — Modlitwa nie broniła od chęci panowania wyłącznego, od wstrętu do dzielenia się władzą — duchowieństwo więc co panującym panować chciało, nie mogło ustać w pomnażaniu sił swoich...
Zakony i księża byli zapaśnikami do boju... Rozsadzano ich gęsto, aby tą siecią opasać wszystkie ziemie i co było rozszarpanego świeckiemi prawami, Bożem prawem zjednoczyć.
W tej chwili ta walka duchowieństwa z ziemskiemi potęgami u nas, zdawała się na korzyść pierwszego rozstrzygać. Rzym stał po nad korony i berła, rozrządzał niemi, i tam gdzie cesarska nie sięgała potęga, on był panem, którego prawu nikt nie śmiał zaprzeczać...
Z panujących na ziemiach polskich kto miał za sobą duchownych, sam tylko był pewien że się utrzyma.
Od Bolesława Szczodrego rosła moc Biskupów, pod metropolitalną władzą Arcybiskupa Gnieźnieńskiego skupiające się w jedną siłę... A przecież byli tacy jeszcze co jej stawili opór, co znosili klątwy i żyli z niemi, a znajdowali się kapłani co im mimo klątwy mszę odprawiali... i kościołów nie zamykali...