Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Waligóra tom I.djvu/059

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    pana naszego, runiemy i my rodem całym, i pójdzie ta ziemia znowu na łup zniemczałym Ślązakom, albo Plwaczowi nielepszemu, lub okrutnemu Konradowi Mazowieckiemu, który zakon braci szpitalnej niemieckiego domu co się narodził w Jerozolimie, już ściąga w pomoc i Chełmno im już dał...
    Mszczuj słuchając za głowę się pochwycił.
    — Jako! — krzyknął z gwałtownością wielką, — jeszcze jeden zakon niemiecki u nas? I już mu ziemię wydzielają!
    — Zaprawdę tak jest — odparł Biskup, — a nie jedno to niebezpieczeństwo zagraża! Myśl więc Mszczuj że i tyś mi potrzebny, że ja się bez twej dłoni, serca i głowy a sumienia obejść nie mogę... że czas jest abyś wylazł ze swej skorupy...
    Gdy to mówił Biskup pierwsze koguty zapiały.
    — Czas do spoczynku — rzekł, — jutro po mszy świętej, więcej i szerzej pomówiemy...