Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom II.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyprawiwszy część wojska, którą gotową mamy, aby stała w polu i groziła mu wtargnięciem...
Kardynał po raz pierwszy mocno poparł króla.
— Najprostsza ostrożność i rozum doradzają to — rzekł. — Nie wprzódy jechać, aż wojsko wyciągnie. Jeśli pokój ma w istocie stanąć, ono go poprze najdzielniej.
Panowie węgierscy, widząc, że król stawił to jako warunek, spojrzeli po sobie i zgodzili się...
Król nawzajem podróży do Szegedynu się nie opierał...
Łatwiej na pozór daleko, niż się spodziewali panowie, zdobywszy to czego życzyli sobie, widząc kardynała milczącym, nieprobującym nawet oporu i sprzeciwiania się... nie mogli zrozumieć, jak się to stało.
Cesarini dotąd, nigdy takiego nie ukazał umiarkowania.
Wychodząc z posłuchania od króla, jeden ze znanych dobrze Grzegorzowi magnatów, spotkawszy go w podwórcu, a wiedząc, że mistrz nie bardzo z Włochem był przyjaźnie, począł śmiejąc się chwalić odniesionem zwycięztwem.
— Wiesz, ojcze, cud się stał! — zawołał do królewskiego kapelana. — Kardynał zaniemiał... Tryumf odnieśliśmy niespodziany...