Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom II.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nia, kładł się na spoczynek ostatni, był jakby gorączką jakąś trawiony...
Nie dawał też mu ostygać kardynał, równie bojowniczego ducha... Nic się oprzeć nie mogło zwycięzkim zastępom, a każda walka dodawała męztwa...
Turcy zasadzki czynili, napadali z boku, czatowali po wąwozach, rzadko znaczniejszy ich oddział wychodził do walki.
D. 3 listopada po wielu bitwach zwycięzkich, nastąpiła krwawa i szczęśliwa pod Nissą...
Zdobyto wrota Trojana, wąwozy Ssulu-Derbend... Turcy nie śmieli już wyjść w pole, ale osaczali przejścia, kryli się za skałami, z wierzchołków gór zasypywali strzałami...
Wśród tych szczytów okrytych śniegiem, po drogach zeszklonych od lodu, położyło się wojsko na krótki spoczynek w przededniu wigilii Bożego Narodzenia... Zwycięzki pochód, nieustanne utarczki pomniejsze, niedające chwili do rozmysłu ani na spoczynek, utrzymywały wojsko całe w tym stanie roznamiętnienia rycerskiego, który zaślepiał na następstwa i nie dawał widzieć niebezpieczeństwa.
Dnia tego, gdy na noc obóz rozbito w dolinie wśród białych gór, z których wiatr dął śniegiem i mrozem, król do nędznego wszedł namiotu, aby jeśli nie zdjąć, to choć zwolnić na ramionach zbroję.