Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom II.djvu/041

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I jakby nie zważał na to, że z poufnym królowej sługą mówił — dodał z goryczą.
— Nie może spocząć, nie chce czekać nasza pani... a gotuje nam i dzieciom troski i brzemiona nad siły... tak samo szalone owo małżeństwo z Barbarą dla niedorosłego chłopięcia układała, któremu Bóg łaskaw przeszkodził, teraz nam wojnę sprowadzi dla korony, której Kaźmirz nie posiądzie...
Co tu począć z tą jej macierzyńską troskliwością!!
Grzegorz milczał.
— Czechy! Czechy! — mówił dalej biskup — zaraza! hussytyzm! herezya! Już mamy zadatki tej choroby w kraju, nad którąbym morowe wolał powietrze!! Czechy!!
Zmarszczył się biskup...
— Mówią — odezwał się Grzegorz — iż znaczna większość narodu jest za królewiczem naszym...
— Ale my w domu mamy do zdobycia przedewszystkiem pokój i siłę, cóż dopiero za granice iść po zdobycze?... Za plecami się nam namnoży Spytków, Dersławów i Zbąskich...
Spojrzał bystro na Grzegorza.
— I wy, co pokój cenić umiecie, wy co wiecie, ile on wart dla podźwignienia narodu, oświecenia go, zbogacenia, wy mówicie, że to nie jest zła wiadomość??