Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom II.djvu/037

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

grom, i bylibyśmy panami w domu, a dla Polski też urosłaby z nas siła niemała.
— Ale wprzódy potrzeba — odezwał się Grzegorz — abyście wy sami z różnych obozów, na które podzieleni jesteście, do jednego się zeszli, aby ten, kogo na tron weźmiecie, nie potrzebował bić się z Albrechtem naprzód, a potem z własnemi poddanemi.
Westchnął Biedrzyk...
— Byleśmy obcych się pozbyli, w domu między bracią ład się zrobi. Jednej matki dziatki, nie będą z sobą walczyli, ręce sobie podadzą...
Zygmunt nam narzucił zięcia i córkę, choć do tego prawa nie miał...
— Przecieżeście przyjęli go i ukoronowali — zakończył Grzegorz.
Życzemy wam najlepiej, ale wierzcie mi, nie narody sobą i losami swemi, ale Bóg włada niemi...
Przyszłość on wie jeden.