Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

patrując się miejscu i ludziom, tak śmiało, tak siebie pewna, jakby już panowanie nad dworem i mężem objęła.
Bartoszowi z Odolanowa dość było popatrzeć na nią, aby sobie powiedzieć w duchu, toż co Janusz pomyślał.
— Księciem ona tu będzie, nie księżną...
Zaledwie kapłan dokończył modlitwę, gdy wesoły jej głos zabrzmiał w sali.
— Mnie tu dziś nie gospodarzyć jeszcze — odezwała się — ale jutro!! ja wam stół zastawię i przyjmować będę!
Mówiła z ruska łamiąc się, aby mowę swą do polskiej uczynić podobną i śmiała się sama ze swych omyłek...
Semko wskazał jej w tej chwili przybliżającego się do stołu Henryka... Spojrzała nań zdziwiona.
— Czyż tak u was księża się noszą? — zapytała ciekawa.
— Ja też księdzem być nie chcę, choć mnie do tego zmuszają — rzekł siadając Henryk...
Janusz spojrzał nań ostro, Semko coś szepnął jej na ucho; zaśmiała się i popatrzyła na Henryka.
— Ładne chłopię! — rzekła cicho — szkoda go w księżą odziać sutannę; taki młody...
Henryk śmiałemi oczyma piękną mierzył bratowę.