Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zwieszona była na niej... Na poduszcze głowa zmarłej wycisnęła jakby pieczęć śmierci...
Z zaciętemi usty, powrócił książe do sypialni.
O spoczynku nie miał myśleć czasu... Z dnia pierwszym promykiem, musiał spieszyć naprzeciw żony. Konia dlań siodłano... Czerwieniało na wschodzie, gdy siadł i okiem rzuciwszy po podwórcu, popędził ku bramie. Na drodze do niej leżały kwiaty pogniecione, które z trumny Ulinki wypadły...
Nie było jeszcze południa, słońce letnie żarem paliło, gdy dzwony kościołów odzywać się zaczęły... W ulicach stało pełno ludu, na podwórcu czekało duchowieństwo u drzwi kościelnych, w progu dworu stary Janusz, urzędnicy, czeladzie, dwór, z boku, na złość braciom, książe Henryk we zbroi i przy mieczu, w hełmie na skroni, w boki się trzymając...
Wiedział on dobrze iż przykrości im większej wyrządzić nie potrafi, jak na ten dzień strojąc się rycersko i wypierając sukni duchownej. Śmiał się złośliwie, z ukosa patrząc na Janusza, który widzieć go nie chciał...
Orszak państwa młodych otaczający zwolna się posuwał przy odgłosie trąb, piszczałek i dosyć dziko brzmiącej muzyki.
Semko jechał we zbroi i hełmie z piórami, blady i poważny, a obok niego Olga jak łania, dzielnie na koniu siedząca, dumnie w około wo-