Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wilhelm się godził na wszystko...
Wśród tej rozmowy, Hilda, która się obawiała, aby zbyt długo przeciągnięta, nie obudziła niepotrzebnych podejrzeń o zmowy, dała znak Gniewoszowi. Handslik stroił już lutnię... Jadwiga siadła słuchać, a Wilhelm umieścił się tuż przy niej, tak wdzięczną przybrawszy postawę, że panny dworu królowej napatrzeć się nie mogły ślicznemu młodzieniaszkowi.
Z drugiej strony stojący Semko, choć urodziwy i młody, nie pociągał już tak serc i oczu ku sobie...
Handslik w struny uderzył, stary a dowcipny pieśniarz, wiedział co wybrać z mnogiego śpiewów liku, które miał w pamięci począł smętną na poły, na pół wesołą pieśń, której niegdyś oni oboje słuchali, pamiętali oboje...
Królowej serce uderzyło i nie obawiając się oczu ludzkich, pochwyciła rękę Wilhelma patrząc na niego... On całował jej białe paluszki...
Handslik śpiewał całą duszą, głos mu drżał, a łzy miał na powiekach — tak mu żal było cych dwojga dzieci, tak pragnął swoją królowę widzieć szczęśliwą...
Pieśń brzmiała dziwnie w tych murach klasztornych, o które niedawno psalmy żałościwe się odbijały — brzmiała i przebrzmiała...
Aby nie dać się jej tęsknicą rozmarzyć, na-