Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rze ciemne nieco, i Wilhelm wprowadził do refektarza.
Kto widział królowę na zamku, a zobaczyłby ją tutaj, ledwie w tej wesołej z jasnemi oczyma, z usty uśmiechniętemi dzieweczce, poznałby tę smutną, zadumaną panią, której zamek wydawał się więzieniem.
Ledwie spojrzała na Semka, który ją witał u drzwi, pozdrowiła go i natychmiast zwróciła się do ukochanego. Oczy co na nią patrzały, nie onieśmielały jej, czuła się swobodną, bo niebyło nikogo z tych groźnych, nachmurzonych starców, których ona katami i oprawcami zwała.
Naprzeciw niej stał ten, któremu była poślubioną od dzieciństwa, mąż jej serca i wyboru, który jej przypominał słodkie chwile dziecinnych zabaw w Budzie i Wiedniu.
Była szczęśliwą. Zdawała się zapominać o jutrze, o niebezpieczeństwach, o wyroku, o niewoli.
W tym posępnym refektarzu było jej dziwnie wesoło, jakby znowu wróciła do lat bez troski.
Twarz jej rozjaśniona, wszystkim swą wesołość narzuciła, uśmiechali się wszyscy, oprócz Semka może, którego zazdrość ukąsiła żądłem swem w serce...
Książe Mazowiecki widząc się opuszczonym, zwrócił ku pannom królowej i wymuszoną począł