Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Radlica. Słuchała blada, niema, nieporuszona jak posąg, nieokazując już ani gniewu i oburzenia, ani jak wprzódy, skarząc się na przemoc i niewolę...
Podobną była do winowajcy, któremu głoszono wyrok, a on nie miał prawa ani się odwołać od niego, ani obronić przeciw spełnieniu.
Podniosła oczy w górę, załamała ręce, usta zadrgały, nie powiedziała nic.
Biskupi czekali, ażali nie zechce się bronić, nie będzie prosić o miłosierdzie. Przygotowani byli oni i panowie rady, choćby na kolanach ją prosić, przebłagać, wymodlić przyzwolenie.
Przeciw wszelkiemu oczekiwaniu Jadwiga pozostała milczącą, posągowo nieruchomą. Wówczas Bodzanta zabrał głos powtórnie, wzywał błogosławieństwa niebios, zaręczał, iż wszyscy modlitwami wspierać ją będą.
Milczała królowa.
Chwilę jeszcze potrwawszy przy niej, duchowni, naradziwszy się z sobą, postanowili nie nacierając więcej, dać Jadwidze czas oswojenia się z tą myślą i poddania konieczności...
Królowa natychmiast wyszła do swych komnat. Tu czekał na nią sam jeden Spytek, do którego żal miała tem większy, im więcej na nim dawniej pokładała nadziei.
Spojrzała na niego z wyrzutem.
— Królowo a pani — odezwał się ręce na