Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że zmieniła przekonanie. Posłuszna występowała, przyjmowała, spełniała swe obowiązki królowej z powagą i chłodem, który czasem litościwego Jaśka z Tęczyna przerażał.
Czuł on wyrzuty sumienia, rozważając los tej niewiasty, wiernej swej przysiędze, a tak nieszczęśliwej, lecz losy tysiąca ludzi zależały od łzawej tej ofiary. Spełnić się ona musiała!
Wilhelma opowiadano chorym. Nie okazywał się nigdzie, bardzo rano tylko, z mniejszym ale zawsze właściwym dostojeństwu orszakiem, w stroju ściśle do pory dnia i miejsca zastosowanym, udawał się na mszę świętą do klasztoru ks. Franciszkanów, najbliższego od dworu Gniewosza.
A że do obowiązków dostojeństwa należało szczodre sypanie jałmużny, książe brał z sobą podskarbiego, który ją ostentacyjnie rozdawał, i klasztorowi też zasiłek dając pański.
Księża czuli się w obowiązku tego dobroczyńcę konwentu uroczyście przyjmować w progu z wodą święconą i pacyfikałem, a raz czy dwa ośmielili się nawet zaprosić do refektarza.
Książe, któremu nudziło się dość w samotnym dworcu Gniewoszowym, rad że mógł być czczonym i że go honorowano, chętnie zaszczycał dzieci świętego Franciszka odwiedzinami swojemi. Było zawsze znamieniem ubogich mnichów tego zakonu, że swe ubóstwo nosili wesoło i su-