Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przekonać się musiał, iż się do tego nie poczuwali obowiązku...
Nastąpiło ciche pożegnanie. Niemi mężowie ruszyli się z ław jako jeden, wstali, skonili głowy, i gdy królowa jeszcze mu ręką znaki dawała, a on jej głową i dłonią do piersi przyłożoną, odpowiadał — iść trzeba było ku drzwiom.
Książe dokonał tego pochodu mistrzowsko, z nieporównanym wdziękiem, z ułożeniem postawy, która giętkość kibici na podziw niezgrabnych widzów wykazywała. Jeszcze raz odedrzwi skłonił się Jadwidze stojącej na tronie... i znalazł się w przedsieni...
Ciżba dworska zebrana rozstąpiła się przed nim, nałożył czapkę z piórami na główkę i siadł na konia z tą samą zręcznością z jaką umiał chodzić po kobiercach.
Był pewnym, że zostawia po sobie niezatarte wrażenie na tych ludziach, którzy podobnej doskonałości, takiego pana i do tego wysokiego stopnia wypięknionego nie widzieli człowieka.
Widok Jadwigi poruszył go nieco.
Była tak śliczną, a takiem uczuciem przyjęła go...
Z jakiemi myślami dojechał książe do dworu Gniewosza, co się snuło po tej ślicznej, splotami włosów czarnych okrytej główce, nikt z jego dworu nie odgadł, postrzeżono tylko, że zatopiony był w sobie...