Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lowa, przeszkody do przezwyciężenia, zabiegi tajemne... wszystko to podniecało wyobraźnią. Był w swych oczach bohaterem, którego Suchenwirth miał opiewać, a po nim mnodzy poeci...
Książe dumnym się czuł z tego losu wybranych...
W jego pojęciu jednak, przygodzie brakło pewnych ozdób.
Panowie rady, powinni byli przecie przyjść do niego z pokłonem, nalegać, aby mógł okazać wymownie miłość swą i stałość, a dać im patetyczną odprawę. Tymczasem nie było nikogo, nie zjawił się nikt, oprócz odartej gawiedzi otaczającej dwór i oblegającej bramę. Panowie nie chcieli wiedzieć o nim...
Dolegało mu to trochę, lecz zmienić się musiało.
Gniewosz tymczasem wysilał się na usługi i nie odstępował...
Miał za to szczęście być przytomnym pańskiemu obiadowi, na który ani on, ani nikt z dworu zaproszonym nie był, gdyż książe z nierównemi sobie nie zwykł był siadać u jednego stołu...
Uroczyście podawał stolnik misy, z których musiał sam naprzód próbować potraw, tak samo podczaszy maczał usta w napoju. Chociaż książe przybył zaledwie, srebrne naczynia, kosztowne puhary, obrusy szyte, wszystko było już podo-