Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trość i wszystko w niej wydawało mu się tylko podstępem...
Bartosz, który wprzódy wszędzie towarzyszył panu swojemu, od tego dnia krokiem nie chciał się ruszyć.
Bytność na zamku zmuszała Semka w sprawie przyszłych umów o pokój, jechać do Jaśka z Tęczyna i Dobiesława z Kurozwęk, odwiedzić Spytka.
Żadna siła już dawnego towarzysza broni skłonić nie mogła, aby z nim razem jechał. Miał słuszność może, gdyż panowie małopolscy, tym których za pierwszych sprawców wojny domowej uważali, przebaczyć nie chcieli. Zarówno prawej ręce Domarata, sędziemu poznańskiemu zwanemu krwawym djablem, Pietraszowi z Małochowa, który po dwakroć zdradzał, jak Bartoszowi, który ogień gasnący podpalał i utrzymywał, nie mogli ich win darować.
Na pierwszą wzmianką o Bartoszu, marszczyli się Małopolanie, i znać go ani wiedzieć o nim nie chcieli.
Księcia za to przyjmowano z czcią należną, i okazując dlań powolność, którą on, może nie bez przyczyny wpływowi królowej przypisywał. Ona potrzebowała na te pierwsze dni królowania swojego, łaskawość okazywać dla wszystkich, jakby jej od losu pożądała dla siebie...
Niebawem zapowiedziany książe Janusz przy-