Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/066

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bobrek był zawsze najzręczniejszym szpiegiem i kłamcą, umiał gdy mu żółcią zapływało serce, udawać miłość i pokorę, lecz teraz tak się w nim burzyło wszystko, iż sobą być zapomniał.
Szczęście tych ludzi, bodło go jak mieczem w piersi, poiło trucizną.
Stał, drżał i nie umiał już nic, tylko przeklinać i zżymać się.
Krył się przed znajomymi, bo czuł, że byłby się zdradził.
O kilka kamienic dalej gospodę zajmował Semko, kryjąc się z sobą, nie chcąc być widzianym.
Dla niego też obraz to był nowy, a mimowolnie pamięc mu przywodziła ten dzień jeden królestwa jego, i te okrzyki, które się wówczas o uszy jego obijały, porównywając je do tego, co się tu działo.
Tam przy nim byli tylko ludzie, tu działała siła jakaś niewytłumaczona, niepojęta, straszna. Czuł on, że tej potędze nic się oprzeć nie może, ani on sam nawet śmiał się przeciwko niej buntować.
Marzenie jego królewskie rozwiało się w oczach, mgłami zapłynęło.
Z niepokojem w sercu patrzał i słuchał. Przy nim stał Bartosz z Odolanowa.
Milczący oba, kiedy niekiedy spoglądali na